Potrzebuję faceta



Dotąd większość ludzi, wśród których się obracałam, mówiła: nikogo nie potrzebuję, ludzie są balastem, albo zagrożeniem. I ciebie też nie potrzebuję. Jeśli już znalazł się ktoś bardziej zsocjalizowany, mówił: no tak, żyjemy wśród ludzi i ich potrzebujemy. Jesteśmy sobie nawzajem potrzebni.
A ja nadal nie rozumiałam po co i dlaczego?

Co sobie pomyślałaś czytając ten tytuł? Może uznałaś, że do skręcania mebli i naprawy AGD, albo do podejmowania decyzji i wspierania, albo do łóżka i do przytulania? Ale to jest zbyt duże uproszczenie!

Ja już wiem.
Potrzebuję w swoim otoczeniu młodych chłopaków, z ich beztroską, brawurą i przekonaniem, że są królami życia. Uczę się od nich wiary w swoje możliwości.
Potrzebuję dojrzałych i starszych mężczyzn z ich doświadczeniem, opanowaniem i pomysłowością. Bo dają mi przekonanie że z każdej sytuacji jest wyjście i w każdej mogę sobie poradzić.
Potrzebuję facetów w kwiecie wieku, żeby mnie inspirowali, pokazywali swoje zainteresowania. Żebym mogła podziwiać siłę, odnajdywać spokój w praktyczności i zapalać się werwą w działaniu.
Uwielbiam wszystkich mężów wiernych swoim żonom i kochających swoje dzieci, bo przywracają mi wiarę w to, w co najbardziej wątpię.
Chcę mieć braci, którzy powiedzą: uczmy się od siebie nawzajem, działajmy, zróbmy razem coś sensownego.

O kobietach też chcę powiedzieć. O wszystkich młodych dziewczynach, które przypominają mi moją własną dawną świeżość -wiarę że ludzie mają czyste intencje i że czeka mnie szczęście. Czasem myślę, że tego już we mnie nie ma, ale dzięki nim przypominam sobie, że gdzieś tam jest!
Potrzebuję dojrzałych kobiet, mądrych, kochających i akceptujących, mających swój świat i swoje pasje. Dzięki nim nie boję się starości i zaczynam rozumieć, że upływ czasu więcej daje, niż odbiera.
Potrzebuję tych wszystkich świetnych babek wokół, silnych, mających w życiu cel, walczących o swoje rodziny, opiekujących się. Choć one często same siebie nie doceniają, tak bardzo je podziwiam.
Potrzebuję mieć siostry i koleżanki. Żeby się razem śmiać i wygłupiać, żeby razem płakać i się martwić, żeby sobie towarzyszyć.

Wszystko co napisałam, jest prawdziwe. Rzeczywiście tak myślę. Wiele osób z daleka obserwuję, podziwiam i uczę się. Ale pisząc to, zrozumiałam coś jeszcze. Co innego obserwować, zachowywać bezpieczny i - bądźmy szczerzy - dość duży dystans, a co innego zdjąć całą zbroję ochronną i być z kimś bez pancerza.

Każda z osób, o których napisałam, poza mnóstwem wspaniałych cech, ma też wady. Ocenia, poucza, bywa gruboskórna, albo złośliwa, obraża się lub wtrąca. Jak to ogarnąć, jak wypośrodkować? Ktoś może być dla mnie ważny, ale nigdy mnie nie pozna, bo nie zdejmę przed nim maski. Może się nie doczekać, kiedy nauczę się chodzić bez. Relacji nie da się nawiązywać na trzy-cztery, na hura, ja tego nie umiem.

Może trzeba zaakceptować, że potrzebuję tych wszystkich ludzi, jednych bliżej, innych dalej. Od niektórych zawsze będzie mnie oddzielał dystans, innym może odważę się kiedyś powiedzieć, jak są wspaniali, a innych pokocham i zawalczę o prawdziwą więź z nimi.

A może chciałam napisać o tym, że tak jak kobiecy pierwiastek, w różnych wydaniach, jest mi niezbędny, tak samo i męski. Ale to wszystko z odległości. Właśnie bez nawiązywania prawdziwych relacji. Bo relacje są trudne, ryzykowne i nigdy nie wiadomo, co z nich wynika.

To jeden z tych tekstów, który piszę bardziej intuicją, niż punktując i potrafiąc wszystko nazwać. Mam czasem taki przebłysk nowej świadomości, zaczynam coś widzieć w nowy sposób, a dopiero z czasem to się krystalizuje w konkrecie.
Nie wiem. Macie podobnie?

Komentarze