Nie będę przepraszać



Piszę do Was z samego środka grypowej gorączki, z pomiędzy stosu chusteczek i kubków po herbacie. Macie farta, że w tekście nie słychać, jak kaszlę. Mimo panującej zarazy, umysł mam jasny jak rzadko. To jeden z tych momentów, kiedy dokładnie wiem, czego chcę i co jest ważne. To się chyba nazywa olśnienie.

Nie wiem, jak Wy, ja się wychowałam w świecie nakazów, zakazów i zasad. Przekazywanych tak umiejętnie, że niespełnianie ich powoduje poczucie winy jak stąd na Kamczatkę. Bo opierają się na zasadzie empatii i akceptacji społecznej. Budują wewnętrzny przymus. Czyli co?
Czyli: daj wujkowi buziaka bo będzie mu smutno, powiedz pani dzień dobry bo pomyśli że jesteś gburem, podziel się z Kasią zabawką bo nie będzie cię lubić, zaproś do zabawy wredną Agatkę bo będzie jej przykro. Mów dzień dobry, składaj równo ręce do modlitwy, nie wierć się, trzymaj kolana razem, nie gadaj tyle, opowiedz wierszyk, powiedz przepraszam.
Nieważne, że wujka się boisz, Agatki nie cierpisz, nie masz za co przepraszać, nie masz ochoty na zabawę, albo po prostu jesteś dzieckiem i nie potrafisz tyle czasu siedzieć prosto.

Pamiętam, jak miałam lat dziewiętnaście, czy dwadzieścia, ktoś powiedział mojej mamie, że może być dumna z takiej córki. W domyśle grzecznej, ułożonej, bezproblemowej. Mama mi to powtórzyła i była naprawdę zadowolona. A ja myślałam sobie - dumna z kogoś, kto nawet nie wie kim jest i na co go stać, bo tak bardzo się boi narazić na brak akceptacji?

Zrozumiałam, że całe życie pakuję się w układy, w których robię nie to co lubię, nawet nie to do czego mam zdolności, za to ciągle staram się kogoś zadowolić. Żeby temu nie było przykro, tamten nie poczuł się urażony, żeby ktoś nie uznał mnie za gbura, nie pomyślał że jestem idiotką czy jeszcze coś innego. Żeby okazać się wystarczająco dobrą, akceptowalną i nie sprawiającą problemu. Staram się doskoczyć do poprzeczki, może wcale nie za wysoko postawionej, ale postawionej nie dla mnie. Bo ja mam inne zdolności, inne predyspozycje, inny charakter i temperament, gdzie indziej będę na swoim miejscu.

Tak samo jest w relacjach. Trzeba się ciągle stopować, cenzurować w obawie, że ktoś nie zrozumie intencji, poczuje się źle, że - nie daj Boże! - wpłynę jakoś na czyjś nastrój.
Jakiś czas temu ktoś znajomy pakował się w daleką podróż, a ja poczułam, że będę tęsknić i po prostu to powiedziałam. Ta osoba skrzywiła się i powiedziała: "coo? nie przesadzaj".
Tak jakby lubienie kogoś i tęsknienie za nim, było jakąś wielką zbrodnią. Tak jakbym czegoś oczekiwała. Jakby nie wolno było po prostu czuć?

Jestem już bardzo zmęczona ciągłym dopasowywaniem się do czyichś oczekiwań oraz foremki, do której wcale nie pasuję, i chyba po prostu przebrała się miarka. Człowiek składa się z różnych płaszczyzn i czasem wielu sprzeczności. Nie mam ochoty już więcej nikomu tłumaczyć, że przekraczam jego wyobrażenie o tym, jak powinnam się zachowywać.

Lubię wysoką sztukę, rozumiem ją i odbieram wszystkimi zmysłami, ale nie jestem znawcą więc niejeden snob mną wzgardził. Lubię zwykły pop, kicz, przerysowanie, ale wiele rozrywkowych rzeczy jest tak niska że mnie żenuje i zawstydza, cóż poradzę, i czasem to ja jestem snobem. Sporo czytam, ale bywa że po trzy razy tę samą pozycję, bo chcę ją wchłonąć, a nie znam wielu modnych i topowych książek. Umiem się tak bawić, że to podobno nie wypada, i ciągle mi mało. Ale żeby odpocząć potrzebuję całkowitej ciszy i samotności, żeby nikt do mnie nie mówił i nawet na mnie nie patrzył, nawet nie oddychał w pobliżu. Najważniejszą w moim życiu osobą jest Bóg. Modlę się do Niego zwykle rano, opowiadam o swoich planach i mówię, że jakby chciał coś zmienić to spoko. Ale czasem się nie modlę, nie idę do kościoła. Bo gdy chcę być sama, to CAŁKIEM sama. Mam coraz większy luz do wszystkich kościołowych zasad, bo uczę się, że tu nie o formalizm chodzi, ale o miłość. Narobiłam w życiu dużo głupich rzeczy, czasem też po prostu złych. Jednak coraz mniej ich żałuję, bo sprawiły że jestem tym, kim jestem teraz, a sądzę że to całkiem dobrze wyszło. Zwykle niewiele się odzywam, lubię stać z boku i obserwować. Daje mi to dużą wiedzę o ludziach. A czasem gadam i gadam, wymyślam, bajdurzę, wpuszczam do mojego baśniowego świata. I co że ktoś wywróci oczami? Jestem bardzo ostrożna w kontaktach z nowymi ludźmi. Bo się ich boję. Ale jak już przestaję być taka bardzo ostrożna to staję się uczuciowa i kochająca. I staram się mówić o tych uczuciach. To nie znaczy, że czegoś od ciebie oczekuję. To znaczy że uznaje cię za cennego i pięknego człowieka. I tyle. Nie będę przepraszać za to, że jestem żywa i czuję.

Po tym tekście Challenge God, pytałam Boga co ma dla mnie tak na tu i teraz, na ten miesiąc. Odpowiedź znalazłam w tekście z Tygodnika Powszechnego, który mnie ostatnio zainspirował. Przez wiele lat szukałam Boga w filozofiach, książkach, naukach ludzi, którzy coś mieli o Nim do powiedzenia. Tymczasem najbliżej Boga jestem wtedy, gdy jestem najbliżej siebie. Gdy siebie znam, rozumiem i akceptuję. Gdy szukam w sobie coraz głębiej, to natrafiam wreszcie na tę cząstkę, którą mam z Nim wspólną. Niby ludzie pytają, gdzie mieszka Bóg, gdzie szukać, co zrobić, do czego doskoczyć. A naprawdę to Bóg pyta czy może zamieszkać z człowiekiem. I wtedy jest spełnienie.

Zainspirowała mnie niedawno taka krótka wypowiedź kanadyjskiej psychoterapeutki Marion Woodman:


Lepiej być całym, niż doskonałym. Więc szukam pełni.
Nie dam się zamknąć w płaskim obrazku, za ciasnej ramce, fałszywym wyobrażeniu. Sobie samej nie dam się zamknąć, bo przecież to ja na coś sobie pozwalam, albo czegoś zabraniam. Ale wiadomo, że to się przekłada na relacje z ludźmi, którzy mają własne oczekiwania. Wydaje mi się, że w ostatnich miesiącach, choć nawiązałam kilka nowych relacji, to jednak więcej uległo rozluźnieniu. Może i dobrze, może to o to chodzi, żeby znaleźć ludzi, którzy do nas pasują, a nie wiecznie się dopasowywać.

Myślałam też, w jakim kierunku chcę iść z tym blogiem. Uznałam jednak że nie muszę teraz wiedzieć i nic wybierać. Wolę od czasu do czasu napisać takie "pomyślałam sobie", niż rozkminiać co się spodoba, co ściągnie czytelników. Może z czasem wypracujemy sobie - ja i Wy - złoty środek, to co mam do opowiedzenia i co jednocześnie Was zaciekawi.

Na koniec jeszcze moja muzyka na dziś, gdybyście mieli ochotę pobyć przez chwilę w tym samym nastroju :)


Komentarze