Nie muszę mieć korzeni, i z naszym polskim patriotyzmem mi nie po drodze



Odkąd pamiętam, odkąd zaczęłam samodzielnie myśleć - chciałam uciec z domu. Skromnym nakładem możliwości sześciolatki planowałam, że wezmę ze sobą dwie bułki (na dziś i na jutro), ciepłą kurtkę i drobne ze skarbonki, i pójdę sobie.
Gdy byłam nastolatką, marzyłam o tym, by wyjechać ze śląska. Był dla mnie wtedy brzydki, smutny, szary i zapyziały. Wierzyłam, że KAŻDE miejsce będzie lepsze, niż to w którym żyję.
Studiowałam w najlepszym polskim mieście jakie znam. Kraków zawsze był dla mnie najpiękniejszy, najbardziej urokliwy, czułam się w nim na swoim miejscu. Jednak okazało się, że wchodzącym w dorosłość nie daje tak wielu możliwości. I tak w poszukiwaniu pracy wyjechałam do Warszawy.
Odnalazłam się, mam tu swoje miejsca, ale nie mam tu swoich korzeni. Nigdzie ich nie mam.

Czasem gdy odwiedzam znajomych mieszkających od urodzenia w jednej miejscowości, to im zazdroszczę. Znają każdy kąt, każdego sąsiada. Idąc ulicą nie są anonimowi. Są wrośnięci w to miejsce jak stare drzewa, obserwujące ruch i zmiany wokół, ale same w sobie stałe, pewne i bezpieczne.

Odkąd zdałam maturę, mieszkałam w czterech miastach, i w sumie w dwunastu różnych mieszkaniach. Przywykłam do nieposiadania zbyt wielu rzeczy i do tego że "nigdy nic nie wiadomo". Nauczyłam się tego, że zbyt wiele przedmiotów to obciążenie - tak fizyczne w przypadku przeprowadzki, jak i w pewnym sensie psychiczne. Tak jak nadmierne przywiązanie.

Ale, co dla mnie najistotniejsze, nauczyłam się też, że stałości, bezpieczeństwa, punktu oparcia trzeba szukać w sobie, a nie w zewnętrznych czynnikach, które łatwo mogą się zmienić.

Piszę dziś to wszystko w odniesieniu do pojęcia patriotyzmu, bo próbuję je jakoś pojąć, ale mi się nie udaje. Może to dlatego, że z żadnym miejscem nie czuję się trwale związana? A może właśnie ten brak związania daje mi inną perspektywę. Szerszą.

Nie rozumiem wzniosłych słów i patosu, gdy nie mają odzwierciedlenia w konkrecie. Dla mnie patriotyzm to dbanie o najbliższe otoczenie, lub trochę dalsze gdy ma się na nie wpływ. Zabieganie, by lepiej żyło się nie tylko mi, ale też moim sąsiadom, wszystkim w mojej okolicy. Patriotami są dla mnie ludzie z mojej dzielnicy, którzy chodzą na zebrania mieszkańców, interesują się uchwałami, zgłaszają projekty. Aktualnie walczą, by na naszej ulicy zmniejszyć ruch ciężkich samochodów, oraz zanieczyszczenie. Patriotą jest pan, który prowadzi fanpage na FB na temat naszej dzielnicy, ale też za darmo oprowadza zainteresowanych po różnych miejscach, dzieli się swoją znajomością historii, entuzjazmem, dumą z ludzi którzy mieszkali tu przed nami.

Patrzę, jak co roku, na relacje z obchodów Święta Niepodległości oraz z marszów. I nie rozumiem.
Czy to jest święto wolności, możliwości podejmowania suwerennych decyzji, możliwości rozwoju oraz demokracji? Czy święto manifestowania że "moja racja jest mojsza niż twojsza"? To było pytanie retoryczne.



A może, drogi patrioto, mylisz patriotyzm z potrzebą przynależności do miejsca i grupy. A tę przynależność podbudowujesz oddzielając "swoich" od "obcych". Mówisz: ten nie ma polskiego pochodzenia, ten nie podtrzymuje tradycji, ten nie żyje jak ja i moja rodzina, więc nie jest "nasz". Niech się zmieni, a jak nie to wypad!
Odróżnienie "swojego" od "obcego" pomaga ci rozumieć kim jesteś. I może gdzieś pod skórą czujesz, że inność ci zagraża. Cóż, to stary ludzki mechanizm, na nim powstawały społeczeństwa. Ale potem trzeba dorosnąć. Przyjąć do wiadomości, że jeśli ktoś jest całkowicie inny ode mnie, wyznaje inne wartości, ma inne zwyczaje, to nie znaczy że jest moim wrogiem. Usiąść z tym "obcym, innym" i zacząć rozmawiać, tak budować codzienność by zwyczajnie dało się w niej razem żyć.

Bo to, że wołasz głośno "Cześć i chwała bohaterom" nie czyni z ciebie patrioty, jeśli Kowalskiemu nie podasz ręki bo jest "jakiś lewy", a z Nowakami nie rozmawiasz bo nie ochrzcili dzieci.
Lekcja pierwsza: zacznij od szacunku dla innych, kultury, sprzątania po sobie w miejscach publicznych i segregowania śmieci.

Używam takiego tonu, bo nie ma we mnie grama pobłażliwości dla troglodytów. Dla nikogo, kto swoją siłę próbuje budować w oparciu o wrogość dla żyjących inaczej.

Komentarze